Dziś z samego rana
wodą zostałam spryskana.
Delikatnie i symbolicznie,
aby Życie mijało idyllicznie.
Jeszcze mamy to w zwyczaju
wedle starego obyczaju.
Niestety niektóre zwyczaje zanikają,
ale fajnie, że niektóre jeszcze trwają.
Ja psikaczem Mnia popsikałam,
i też z ilością wody nie przesadzalam.
Uważam, że można z umiarem polewać,
a nie cały dom wodą zalewać.
A potem myć, suszyć, wycierać
i wodę z podłóg zbierać.
Zwyczaj niechaj będzie zwyczajem,
ale z pomyślunkiem, tak mi się zdaje.
Jak chłopaki dorastali, to go nie lubiłam
i krzyczałam na nich i się złościłam...
Bo wiadro wody na łóżko mi wylewali
i do łez się zaśmiewali...
Nawyki te z nich wypleniłam,
także obcych polewać na ulicy zabroniłam.
Mogli biegać z na wodę psikawkami
i polewać się między sobą z dzieciakami.
I ze specjalnymi pistoletami na wodę
czując radość i swobodę.
I gdy ciepło i ładnie było,
to nikomu nic wtedy nie było.
Ale gdy jest zimno i obcych polewać...
Wiadrami wody ? Jak się nie gniewać ?